wtorek, 28 czerwca 2011

Crystal Castles - 2008 - Crystal Castles

Debiutancki album popularnej dwójki z Toronto. Grają minimalistyczną muzykę elektroniczną, której ważnym elementem jest charakterystyczny wokal Alice Glass. Muzykę z tego krążka nastawia mnie strasznie nihilistycznie, a czasem nawet wręcz depresyjnie. Czuć w niej na prawdę duży nakład emocji. Płyta z duszą

sobota, 18 czerwca 2011

Calabrese - 2005 - 13 Hallowe'ens

Tą płyta chłopaki z Calabrase udowodnili że łatka horror punk wcale nie zobowiązuje. Że można grac w takich klimatach nie zżynając od Misfitsów wszystkiego co się da (ale tylko część ;) ). Bardzo udany debiut, warto obadać bo ta banda to naprawdę powiew świeżości w tej bardziej 'spooki' odmianie panka.

piątek, 17 czerwca 2011

The Damned - 1979 - Machine Gun Etiquette

Machine Gun Etiquette to trzeci pełny album Damnedów. Płyta nie jest strikte pankowa jak debiut, dużo tutaj ucieczek w inne stylistyki, każdy kawałek zaskakuje czymś nowym. No i co tu dużo pisać, genialny krążek, mnogość nieśmiertelnych pankowych szlagierów (love song, noise noise noise, anti pope, ...). Nie ma się co oszukiwać, tego będzie słuchało się już zawsze. Chłopaki z The Damned pokazali pankowemu światu kto rozdaje karty, hasło "trzy akordy, darcie mordy" wypada żałośnie.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Menahan Street Band - 2008 - Make The Road By Walking

Uwaga! Menahan Street Band to nie pankrok. I nie jest to nawet rock. Nazywają to funkiem, ja sie na tym nie znam, ale wiem ze ta płyta robi miazgę. Idealna propozycja gdy trzeba się przemieścić z jednego miejsca do drugiego na stopach. Kolesie sa z Nowego Jorku (nazwa kapeli wzieła sie od nazwy ulicy przy której mieszka założyciel kapeli), a Make The Road By Walking to ich jak na razie jedyny album. Mam nadzieję że będzie tego więcej.

piątek, 10 czerwca 2011

Reigning Sound - 2004 - Too Much Guitar

Too Much Guitar to długo nie doceniany przeze mnie album. Pierwszym kawałkiem jaki słyszałem z niego było zamykające petardo-miazgatoskie Medication. Uradowany zaopatrzyłem się w całą płytę no i się zawiodłem. No bo co to kurwa ma być, gdzie ta "obiecana" petarda? Petarda jest, tylko trzeba dać się porwać temu garażowemu rock'n'rollowi. Całość brzmi dla mnie jak podkręceni Stonesi nagrani w obskurwiałych warunkach. I na pewno nie ma tutaj za dużo gitary.